Kulisy funkcjonowania czwartej władzy.
"Kulisy dziennikarstwa" przedstawiają rozterki starych i nowych dziennikarzy,
którzy po Okrągłym Stole musieli nauczyć się funkcjonowania w zupełnie innej
rzeczywistości – tworzyła ją nowa władza (często ze starymi urzędnikami) i milicja
przemalowana na policję. Książka Mariana Maciejewskiego ukazuje się dwadzieścia lat
po upadku komunizmu w Polsce. Opowiada historię narodzin oraz rozkwitu wolnego
dziennikarstwa w III RP, którego prawdziwą wartość możemy docenić, wspominając
absurdalne zapisy cenzury.
Dziennikarstwo nie jest sztuką ładnego pisania. To sztuka polegająca na
tym, aby nie dać się zrobić w konia. Bo informator nie zawsze ma czyste intencje, a
informacja jest towarem kryjącym wiele tajemnic i pułapek, które czynią ten zawód tak
pasjonującym.
Czytelnik bierze do ręki gazetę, przegląda stronę pierwszą, drugą... A co jest
między nimi? Nic? Cienka kartka papieru? Między tymi stronami zawiera się niewidoczny
świat drapieżnej walki prawdy z manipulacją, etycznych rozterek oraz zabawnych gaf. I o
tym właśnie jest ta książka.
Marian Maciejewski
Marian Maciejewski (ur. 1955)
Wrocławianin, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego (polonista), debiutował w roku 1974
w radiowej audycji rozrywkowej „Studio 202”. Po wprowadzeniu stanu wojennego pisywał
teksty w podziemiu, w tym – szopki noworoczne wydawane przez „Solidarność
Walczącą”. W roku 1990 współtworzył wrocławski oddział „Gazety Wyborczej”, w
której pracował prawie 17 lat jako reporter, szef działu kryminalnego, redaktor. W roku
2004 nominowany do nagrody „Grand Press” w kategorii dziennikarstwo śledcze za cykl
artykułów o przestępstwach popełnionych we wrocławskim sądownictwie. Jest
współautorem książki "Akta W" – zbioru reportaży o sensacjach Wrocławia.
Prowadzi zajęcia w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu
Wrocławskiego oraz Uczelni Zawodowej Zagłębia Miedziowego w Lubinie. Z języka mediów
i prawa przygotowuje doktorat.
Pomiędzy radiowym debiutem a pracą w „GW” pracował w charakterze konserwatora
urządzeń elektrycznych w telewizji i na śluzach, był pielęgniarzem zwierząt
kopytnych w zoo i kosztorysantem w biurze projektów, występował na estradzie, a na
rowerowe wędrówki po Europie zarabiał, robiąc ciastka w londyńskiej cukierni.
„Kulisy dziennikarstwa, czyli granice wolności kija” są lekkim, niekiedy
anegdotycznym spojrzeniem na rodzące się w Polsce wolne dziennikarstwo. Tytuł wziął
się z anegdotki: Po upadku powstania listopadowego pewien dziennikarz opisał
nieudolność generała Jana Zygmunta Skrzyneckiego. W odpowiedzi Skrzynecki wysłał do
dziennikarza grupę wojaków z kijami, którzy mieli go obić. W obliczu wysłanników
dziennikarz powołał się na wolność prasy. Ci mieli odpowiedzieć: Skoro jest
wolność prasy, to musi być i wolność kija. I z twardością tych kijów grzbiet
dziennikarza zapoznali.
nbsp;
Tropem tematów autora „Kulis dziennikarstwa”
Oprócz codziennej pracy we wrocławskiej redakcji „Gazety Wyborczej” Marian
Maciejewski podejmował też tematy duże.
Kazimierz Domański z podwrocławskiej Oławy przez lata twierdził, że spotyka się z
Matką Bożą, która za jego pośrednictwem śle orędzia do całego świata. W
zbudowanym przez niego kościele gromadziły się tłumy z Polski i Europy. Wielu
zapewniało, że dzięki Domańskiemu doznali cudownych uzdrowień. Autor „Kulis...”
jest prawdopodobnie ostatnim dziennikarzem, który z Domańskim (zmarł rok później)
analizował te orędzia, odkrył tajemnicę wizjonera i jego uzdrowień.
Udało mu się też rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci jednego z dolnośląskich
działaczy „Solidarności”. Poza tym przez dwa lata towarzyszył wrocławskiemu
emerytowanemu konstruktorowi w jego pracach nad uratowaniem Krzywej Wieży w Pizie, a
zebrany materiał posłużył mu do napisania reportażu „Uwierzyć w wieżę”
(magazyn „GW”).
Ale dwa tematy były szczególne. Dziennikarz postanowił odszukać bohaterów dwóch
najsłynniejszych dolnośląskich przestępstw, o których powstały fabularne filmy
„Konsul” (o fałszywym konsulu Austrii) i „Hazardziści” (o napadzie stulecia na
bank w Wołowie w roku 1962). Po paru latach poszukiwań dotarł do niemal wszystkich
żyjących uczestników tamtych zdarzeń, mimo że porozjeżdżali się po Polsce,
pozmieniali nazwiska, a akta sądowe zniszczyła powódź. „Hazardzistów” Maciejewski
miał oglądać z mózgiem tego napadu. Ale w przeddzień starszy pan się wycofał. - To
dla mnie zbyt ciężkie przeżycie – tłumaczył człowiek, który niemal uciekł od
stryczka, bo za takie przestępstwa orzekano wówczas karę śmierci.
Ale fascynujące tematy prasowe, które znalazły odbicie w „Kulisach dziennikarstwa”,
to nie wszystko. Na jeden rozdział autor przeistoczył się w tropiciela dziennikarskich
kaczek. Bo – jak uważa – właśnie gafy są solą i pieprzem tego zawodu. Gazeta
żyje jeden dzień. Anegdota zdecydowanie dłużej, zwłaszcza jeśli ma szczęście
trafić do książki.
344 strony, oprawa miękka