Stulecie detektywów przedstawia jedną z najbardziej fantastycznych, a zarazem
prawdziwych historii, jakie zna świat - dzieje nowoczesnej kryminalistyki.
Jej początki sięgają drugiej połowy ubiegłego wieku, kiedy to po raz pierwszy
posłużono się odciskami palców w identyfikacji podejrzanych, zastosowano fotografię
kryminalistyczną oraz zwrócono uwagę na ślady pozostawione na miejscu przestępstwa,
wykorzystując je w skomplikowanym procesie wyświetlania zbrodni. Jest to również
epoka, w której medycyna sądowa wydarła zmarłym ich tajemnice, toksykologia stała
się skuteczną bronią przeciw truciznom i trucicielom, a balistyka osiągnęła
pewność w identyfikowaniu broni palnej na podstawie wystrzelonych z niej pocisków.
Stulecie detektywów to bez wątpienia jedna z najważniejszych i najlepiej napisanych
książek spoza literatury pięknej. Została ona nominowana w 1966 roku do nagrody im.
Edgara Allana Poe.
Wisława Szymborska, felieton z cyklu „Lektury nadobowiązkowe”:
Był czas, kiedy kochałam się w dwóch naraz: Bohunie i Sherlocku Holmesie. Bohun
zobojętniał mi wcześniej. Sam sobie zresztą był winien, miał oczy tylko dla Heleny.
Pozostał Sherlock, niezłomny kawaler, serce wolne. Niewinności mojej nie niepokoił
jeszcze fakt, że Sherlock mieszka od lat z dr. Watsonem. Co prawda i ta miłość
wkrótce mi przeszła, ale pozostał sentyment i przekonanie, że nikt już nigdy ani w
powieści, ani w życiu genialnemu detektywowi nie dorówna. Tytan intuicji! Gigant
dedukcji! Ze śladu stopy na piasku zgadywał, że morderca zapuścił sobie właśnie
rude bokobrody, a ze sposobu, w jaki dama przykładała lorgnon do oczu, wnioskował
nieomylnie, że jej dziadek zmarł pięćdziesiąt lat temu w Indiach. W porównaniu z
sukcesami Sherlocka prawdziwe dzieje kryminalistyki wyglądają wręcz żałośnie.
Przepastne kartoteki, tysięczne laboratoria, setki wciąż niedoskonałych aparatów,
zespołowe mozoły nad identyfikacją zbrodniarza i jego ofiary, nierzadko długoletnie
dociekania okoliczności i rodzaju śmierci i w bardzo wielu wypadkach ciągle jeszcze
niepewność, czy ustalenia nie były błędne... Nawet odkrycie daktyloskopii nie
przyszło bez trudu. Dziś wydaje się tak oczywiste, że aż dziwimy się, że nie
dokonano go jeszcze w epoce jaskiniowych malowideł. Tymczasem ludzkość czekała z tym
do połowy XIX wieku. W tym też dopiero czasie toksykologia, nauka o zatruciach i ich
objawach, zyskała solidne doświadczalne podstawy. Również balistyka, czyli wszystko,
co dotyczy strzelania, a szczególnie odkrycie, że pocisk pociskowi nierówny, choćby
oba wystrzelone zostały z dwóch rewolwerów tej samej fabrykacji. W grubej książce
Thorwalda każdy kolejny problem śledczy ilustrowany jest autentycznym wypadkiem
kryminalnym, co sprawia, że czytamy to dzieło jak jeden wielki kryminał złożony z
kilkudziesięciu mikropowieści detektywistycznych.
703 strony, oprawa twarda